sobota, 21 czerwca 2014

Nie oceniaj książki po okładce


Niedawno na prześmiewczym portalu Africa is a Country pojawił się interesujący tekst na temat okładek książek o Afryce. Jeden z czytelników, Simon Stevens, zauważył ciekawą prawidłowość: bez względu na pochodzenie autora, typ powieści i tematykę na wielu okładkach widnieje motyw drzewa akacjowego i pomarańczowego zachodu słońca. Pół biedy, jeśli jest to ilustracja przygód opisywanych przez Wilbura Smitha czy Ridera Haggarda. Gorzej jednak, gdy ofiarą grafików-romantyków padną Chimamanda Adichie, Wole Soyinka i Bessie Head.

Ten wpis zainspirował mnie do przyjrzenia się polskim okładkom książek o Afryce.
I tu miła niespodzianka. Wiele okładek niedawno wydanych w Polsce powieści autorów afrykańskich to niebanalne projekty graficzne.

Oczywiście wśród grafików nie brak amatorów akacji i zachodów słońca… 

zwierząt…

oraz lokalnej ludności, zwłaszcza dzieci oraz kobiet niosących na głowie różne przedmioty.

Natomiast projektując okładki do książek o kobietach muzułmankach, graficy mają wyjątkowo łatwe zadanie. Wszak można to zrobić tylko w jeden sposób.

Ten trend dotyczy niestety całej literatury arabskiej, o czym informuje M. Lynx Qualey, prowadząca (w języku angielskim) świetnego bloga ArabLit.

A na koniec konkurs (bez nagród): czym różni się książka Afrykańska opowieść Karen Van Der Zee i Afrykańska przygoda autorstwa Carol Gregor? Pytanie dotyczy oczywiście tylko okładek, jako że treści nie jestem w stanie – i nie zamierzam – porównywać.


6 komentarzy:

  1. zauważyłam przedziwną tendencje w polskich wydawnictwach do zniechęcania do sięgania po książki wydawane przez nie. okładki są w przeważającej większości idiotyczne i sprawiają wrażenie jakby były projektowane przez pociotków wydawców, którym trzeba dać pracę. poza tym, aby taniej, brzydziej. Arabia- umęczona kobieta w hidżabie, Afryka- lwy, sawanny, chłopiec z bronią na ramieniu, kryminał- krople krwi na połowie okładki, literatura romansowo- babska- facet z kobietą obściskujący się pod drzewem lub jakiś pensjonat z walącą się lipą za płotem i łódką przycumowaną przy brzegu jeziora itd. nie przeczę, są ciekawe okładki, ale ta tendencyjność i bezguście zabija.

    a ja jestem ciekawa, czy widziałaś program Festiwalu Książki w Berlinie, który odbędzie się we wrześniu. lista gości przedstawia się lepiej niż lista edynburska. gdybym tylko mogła, to na pewno bym pojechała!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jednak ktoś to kupuje, więc chyba musi być zapotrzebowanie na takie okładki.

      Dopiero teraz zajrzałam na stronę festiwalu. Zapowiada się ciekawie, ale wątpię, by udało mi się pojechać. Widzę, że masz już bilet na Edynburg. Super! Ciekawa jestem Twoich wrażeń.

      Usuń
    2. ja myślę, że ludzie kupują ze względu na treść, bo w sumie, to jakie mają wyjście?

      tak, mam. na pewno będe zadowolona. ze spotkania z pisarzami wyszłam tylko raz. ale to była taaaaaaaaka nuda:)

      Usuń
  2. Bardzo często dobre książki są krzywdzone odpychającymi okładkami. Gdyby nie blogi o książkach, w życiu nie wzięłabym do ręki książek świetnej Leili Abouleli. Aż korci, żeby przed czytaniem oderwać okładki i wyrzucić. A można by tak ładnie jak sugeruje Chihiro:
    http://chihiro.blox.pl/2011/07/Galeria-Chihiro-ORIENTALIZM.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, Aboulela pięknie pisze, ale co z tego, skoro jej książki wyglądają jak kiepskie romanse:(

      Usuń
  3. Pozostając w temacie okładek, a niekoniecznie Afryki, to wg mnie najgorszą rzeczą są tzw. "okładki filmowe", które pojawiają się wkrótce po ekranizacji bądź adaptacji danej powieści. Najczęściej przemyślane i ładne okładki zastępowane są bezsensownym zdjęciem, na którym rzecz jasna widnieją główni bohaterowie. Cała symbolika, niedopowiedzenie, nutka tajemnicy automatycznie znikają, ustępując miejsca czemuś na wzór filmowego plakatu.

    Taki los spotkał choćby "Życie Pi" Martela, "Drogę" Kerouaca czy "Wodę dla słoni" S. Gruen.

    OdpowiedzUsuń