piątek, 6 stycznia 2012

Portret kenijskiego artysty z czasów młodości

Binyavanga Wainaina to jedna z najciekawszych i najbarwniejszych postaci na afrykańskiej scenie literackiej. Wainaina zasłynął jako autor satyrycznego eseju „Jak pisać o Afryce”, swoistego antyprzewodnika zawierającego utarte schematy i banały na temat Afryki eksploatowane przez zachodnich pisarzy. Jedna ze wskazówek brzmi: Nigdy nie umieszczaj na okładce książki albo w środku zdjęcia zadowolonego Afrykańczyka – chyba że Afrykańczyk ten otrzymał Nagrodę Nobla. Karabinek AK-47, wystające żebra, odsłonięte piersi – to trzeba wykorzystać. Źródłem inspiracji dla powstania tego tekstu była twórczość Ryszarda Kapuścińskiego, którego Wainaina nazywa rasistą i potępia za powielanie stereotypów oraz stosowanie krzywdzących uogólnień.


Wainaina – laureat Caine Prize for African Writing w 2002 r. za opowiadanie Discovering Home – jest także założycielem czasopisma literackiego Kwani? oraz dyrektorem Chinua Achebe Center for African Writers and Artists. Pisuje dla Vanity Fair, Granty i New York Timesa, a w sierpniu ubiegłego roku nakładem wydawnictwa Graywolf Press wydał swoje wspomnienia zatytułowane One Day I Will Write About This Place (Pewnego dnia napiszę o tym miejscu). Ten debiut książkowy Kenijczyka stanowi niejako kontynuację dyskursu Wainainy ze światem zachodnim zapoczątkowanego wspomnianym esejem. Tym razem, na przekór swoim własnym radom, autor nie epatuje obrazami głodu ani wojen, nie roztrząsa problemu HIV, obrzezania czy prostytucji. Niczego nie lukruje ani nie demonizuje, tylko skupia się na codziennym życiu przeciętnych ludzi: mechaników, kierowców, lekarzy, nauczycieli, studentów itd. Wprawdzie nie stroni od polityki i trudnych tematów, jednak ważne wydarzenia historyczne takie jak śmierć Jomo Kenyatty, rządy Daniela Moi, upadek apartheidu czy masakra w Ruandzie zawsze ukazuje gdzieś w tle, rzucone mimochodem albo pojawiające się na ekranie telewizora. Kenyatta, ojciec Kenii, nie żyje. Mama jest ciągle zmęczona... Żałoba po Kenyatcie trwa chyba całe wieki. Nie ma szkoły. (s. 22).

Wainaina pisze jednak przede wszystkim o swoich młodzieńczych fascynacjach i rozterkach. O szukaniu własnej drogi. Z jego najwcześniejszych – miejscami zakręconych, wręcz surrealistycznych – wspomnień z lat 70. wyłania się szczęśliwy, choć nieco zagubiony chłopiec wychowywany w rodzinie z klasy średniej. Nastoletni Binyavanga, który podobnie jak jego zachodni rówieśnicy słucha Michaela Jacksona i tańczy breakdance'a, nie dostaje się, mimo doskonałych wyników, do wymarzonej szkoły średniej z powodu swoich kikujuskich korzeni. Studia w RPA też okazują się niewypałem. Wainaina nie potrafi sprostać oczekiwaniom rodziców i społeczeństwa jako przyszły inżynier, biznesmen czy prawnik. Potrafi właściwie tylko nieustannie czytać, doprowadzając się na skraj depresji. Na szczęście w końcu postanawia żyć, a nie tylko marzyć o życiu. I wreszcie zaczyna pisać. Z właściwym sobie cynizmem opisuje, jak sprytnie manipulując szacownym jury Caine Prize, udało mu się osiągnąć pierwszy poważny sukces: Opowiadanie jest o młodej dziewczynie (dziewczynka, sprawa płci!), która kwestionuje świat i wartości wyznawane przez matkę (wiara we własne siły). Eksploatuję każdy chwytliwy temat afrykański, jaki tylko przychodzi mi do głowy. (s. 184). Główna nagroda wkrótce przynosi mu sławę i intratne zlecenia. Wainaina ma jednak dość zachodniego paternalizmu i pisania pod publiczkę: Zaczynam rozumieć, dlaczego w Kenii powstaje tak mało dobrej literatury. Talent marnuje się na pisanie tekstów edukacyjno-rozrywkowych i broszur uświadamiających za siedem tysięcy dolarów, z pieniędzy pochodzących z datków. Nie komplikuj, a dostaniesz sowitą zapłatę. (s. 191). Wainaina woli iść pod prąd, przełamywać stereotypy i konwencje. Bawi się językiem (a właściwie kilkoma językami), eksperymentuje z różnymi stylami i tematami. I robi to doskonale.


Jego Afryka jest z pewnością mniej egzotyczna, romantyczna czy okrutna niż ta, która istnieje w wyobraźni ludzi z Zachodu. Bo jest zbyt skomplikowana i pełna kontrastów, wielonarodowa, wielojęzyczna i wielokulturowa. Wainaina nie tworzy pojedynczej historii. Dlatego po jego wspomnienia nie powinny sięgać osoby, które myślą, że Afryka to kraj, a Kenia to jedynie safari, Masajowie albo idealna sceneria do romantycznych filmów. 



Autor: Binyavanga Wainaina

Tytuł: One Day I Will Write About This Place

Wydawca: Graywolf Press

Data wydania: sierpień 2011 r. 

Liczba stron: 256

ISBN: 978-1-55597-591-3

Cena: 87 zł 

Na okładce: Wangeci Mutu My Strength Lies, 2006



4 komentarze:

  1. Zwróciłam na tę książkę uwagę w zeszłym roku, sporo się o niej pisało w brytyjskiej prasie, a teraz znów przypomniało mi o niej guardianowskie podsumowanie roku 2011 wielu pisarzy. Bodajże Ngozi Adichie wspomniała tę książkę jako jedną z najważniejszych, jakie przeczytała w zeszłym roku. Na pewno ją przeczytam. A swoją drogą bardzo ciekawe jest wiedzieć, co przynajmniej jeden Afrykanin myśli o Kapuścińskim.

    A czy czytałaś już "Looking for Transwonderland. Travels in Nigeria" Noo Saro-Wiwy? Będzie z nią i Chibundu Onuzo spotkanie w Southbank w marcu, myślę, że może być ciekawe. Same książki, przynajmniej ta Saro-Wiwy, wydaje się być bardzo interesująca. http://ticketing.southbankcentre.co.uk/find/literature-spoken-word/tickets/chibundu-onuzo-and-noo-saro-wiwa-62307

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa jestem, jakie będą Twoje wrażenia po przeczytaniu tej książki.

    Przypuszczam, że Wainaina nie jest odosobniony w opinii na temat Kapuścińskiego. Tyle że ta krytyka do nas raczej nie dociera.

    Nie czytałam jeszcze tej książki. Mam nadzieję, że w tym roku wygospodaruję więcej czasu na czytanie i może wtedy po nią sięgnę. Napiszesz relację ze spotkania? Ja niedługo wybieram się do Hagi na festiwal Writers Unlimited. Będą m.in. Helon Habila i Chika Unigwe.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam nadzieję, że nie będziesz żałować:)
    Niestety na jego następną książkę trzeba będzie chyba jeszcze długo poczekać, bo 13 października Wainaina doznał urazu i wymaga długiego leczenia. Na szczęście udało się zebrać wystarczające fundusze na pokrycie kosztów jego pobytu w szpitalu w Indiach, gdzie - z tego co wiem - nadal przebywa i powoli dochodzi do siebie.

    OdpowiedzUsuń