wtorek, 6 sierpnia 2013

Być jak Karen Blixen

Kenia to jeden z najbardziej popularnych celów turystycznych w Afryce. Kraj, który kojarzy się przede wszystkim z dziką przyrodą i egzotyką, jest też coraz częściej odwiedzany przez Polaków. A jakie wzbudza skojarzenia literackie? Prawdopodobnie pierwszą książką, jaka przychodzi na myśl, jest Pożegnanie z Afryką (z 1937 r.) autorstwa Dunki Karen Blixen, tworzącej pod pseudonimem Isak Dinesen. Być może niektórzy pomyślą o wspomnieniach Kuki Gallmann Marzyłam o Afryce, jeszcze inni wymienią Białą Masajkę Szwajcarki Corinne Hofmann czy Nigdzie w Afryce autorstwa Stefanie Zweig. Zazwyczaj w takim zestawieniu dominują książki o Kenii napisane przez cudzoziemców, rzadko natomiast padają nazwiska autorów kenijskich, takich jak Ngugi wa Thiong’o (jeden z najpoważniejszych kandydatów do Nagrody Nobla), Meja Mwangi, Grace Ogot, Binyavanga Wainaina czy Billy Kahora. Trudno się dziwić. W Polsce wydano dotychczas zaledwie trzy powieści pisarzy pochodzących z Kenii: Chmury i łzy (1972 r.) i Ziarno pszeniczne (1972 r.) Ngugiego wa Thiong'o, z okresu, gdy tworzył jako James Ngugi oraz Ulica rzeczna (1982 r.) Meji Mwangiego. Ukazały się one ponad 30 lat temu i nie zostały wznowione. Niestety polskie wydawnictwa wolą publikować książki o niewielkiej wartości literackiej (seria o białej Masajce), a nawet całkowicie jej pozbawione, jak Kenia kiedyś była moja Henryki Kozłowskiej, niż postawić na cenionych pisarzy afrykańskich. Najwyraźniej uważają, że pisarze spoza Afryki lepiej potrafią dotrzeć do zachodniego czytelnika niż Afrykanie. W razie wątpliwości zawsze przecież mogą skorzystać z porad Binyavangi Wainainy, jak pisać o Afryce.
Dom Karen Blixen w Nairobi*
Barbara Wood, amerykańska autorka ponad 20 powieści, z których wiele stało się bestsellerami, z pewnością nie potrzebuje żadnych wskazówek. Sama doskonale wie, jak przyciągnąć czytelnika, sprytnie operując wielkimi emocjami, faktami historycznymi, elementami romansu i egzotyczną scenerią. W powieści Zielone miasto w słońcu egzotyka występuje w postaci opisów tradycji i obrzędów największej grupy etnicznej, Kikuju, zamieszkującej głównie okolice góry Kenia. Natomiast tłem historycznymi są dzieje Kenii od 1919 r. aż po lata 80. XX wieku. Źródłem emocji są namiętne relacje i konflikty między członkami dwóch rodzin, brytyjskich osadników Trevertonów i kikujuskiego rodu Mathenge. Klątwa rzucona przez znachorkę Wacherę zagraża przyszłości Brytyjczyków. Na szczęście niestrudzona doktor Grace Treverton czuwa nad bezpieczeństwem rodziny i prowadzonej przez nią misji charytatywnej. Burzliwy przebieg ma też przygoda miłosna oziębłej hrabiny Rose Treverton z włoskim księciem Carlem, codziennie odwiedzanym przez tę piękną niepokalaną kobietę, która chyba zstąpiła wprost z obrazu Botticellego. [1].

Pomimo wielu zwrotów akcji, fabuła tej 775-stronicowej książki jest dosyć przewidywalna. Wood korzysta bowiem ze sprawdzonych, wielokrotnie powielanych motywów, jak zakazana miłość, zdrada czy odkrycie prawdy po wielu latach. Pod względem charakterologicznym i psychologicznym postacie są niezbyt złożone i często zestawione na zasadzie kontrastu, np.: nieprzyjazna, złośliwa Wachera i jej przeciwniczka Grace, będąca wzorem cnót wszelakich. Literacko powieść mocno przeciętna, ale oczywiście nie mogło zabraknąć fragmentów pisanych charakterystycznym, melodramatycznym stylem:

Policzki o barwie kości słoniowej teraz płonęły, wargi drżały. Pasma włosów srebrzonych księżycową poświatą wymknęły się spod grzebieni i obramowywały owalną twarzyczkę. [2]

Rzeka ucichła, ptaki wśród drzew przestały śpiewać. Nagle podszedł do Debory i położył ręce na jej nagich ramionach. Oboje poczuli jakiś prąd. Zacisnął palce, patrząc na nią. [3]

Góra Kenia
Zdecydowanie najciekawsza jest warstwa obyczajowo-historyczna powieści. Barbara Wood zręcznie wplata losy bohaterów w dzieje Kenii, wzbogacając je o tradycje i zwyczaje Kikuju. Niestety autorka nie ustrzegła się drobnych błędów i nieścisłości. Według pisarki podczas masakry w wiosce Lari zginęło 170 osób, natomiast oficjalne mówi się o 74 ofiarach śmiertelnych i około 50 rannych. Nieprawdą jest też, że w języku kikuju nie ma słowa „dziękuję”, ani że Kikuju ze strachu nie wymawiają słowa „siedem” [4]. Kolejny błąd dotyczy opisywania małżeństwa jako sprzedaży żony. Jomo Kenyatta, antropolog i pierwszy prezydent Kenii, na którego powołuje się Wood, wyjaśnia w swojej książce Facing Mount Kenya zwyczaje małżeńskie, podkreślając że takie postrzeganie jest błędne i wynika głównie z niewłaściwej interpretacji kwestii posagu. Wygląda jednak na to, że tego typu nieścisłości nie są przypadkowe. Wood przedstawia pewne sprawy w sposób dość wybiórczy. Cytując Kenyattę: Kikuju nie całuje dziewczyny w usta jak Europejczyk: dlatego więc ngueko, pieszczota, zastępuje całowanie [5] uwypukla to, co może zaskakiwać zachodniego czytelnika, natomiast pomija niewygodną dla niego część zdania: ale, w przeciwieństwie do Europejczyków, którzy bardzo lubią się całować w miejscach publicznych, Kikuju uważają takie publiczne okazywanie czułości za wulgarne. [6] W podobnie selektywny sposób autorka traktuje informacje o podziale prac między mężczyzną a kobietą Kikuju. Razi też powielanie stereotypów i stosowanie przez nią europocentrycznego filtru, który widać już w pierwszym zdaniu: Początek Kenii był dziełem przypadku. [7] Najbardziej wyraźne staje się to przy opisywaniu powstania Mau Mau: Kikuju to dzikusy Nairobi [8], którzy prowadzą kampanię terroryzmu [9] i …są ich setki, tych Afrykanów, dzikich, obszarpanych, wymachujących penge i włóczniami, rozszalałych, krwiożerczych. [10] 
KICC, Nairobi

Niestety w powieści najgorsze jest coś innego. Polski czytelnik musi się zmierzyć z nieudolnym spolszczeniem, polegającym na fonetycznym zapisie prawie wszystkich nazw własnych oraz słów pochodzących z języka suahili i kikuju zgodnie z zasadami języka angielskiego (sic). To nie tylko utrudnia odbiór, ale również wprowadza w błąd czytelnia, do którego trafia mocno zniekształcona kenijska rzeczywistość. I tak, na przykład, główna bohaterka Wachera Mathenge stała się Oczerą Madengej. Thahu, klątwa rzucona na rodzinę Trevertonów, została zastąpiona przez tsehę, harambee przez harembi, a mitologiczną postać Mumbi przemianowano na Mambi. Według tłumaczki tradycyjna potrawa kenijska to irajo (zamiast irio), obrzęd obrzezania nazywa się ajrue (irua), a jedno z kluczowych słów w historii Kenii, uhuru, to juhuru itd. Jest to o tyle dziwne, że w 1972 r. Zofia Kierszys tłumaczyła także powieść Ngugiego wa Thiong’o Chmury i łzy, w której zastosowała zupełnie inną strategię tłumaczeniową. Niewykluczone więc, że za tę „nowatorską” metodę odpowiada redakcja wydawnictwa Prószyński i S-ka.

[1] Wood Barbara Zielone miasto w słońcu, Prószyński i S-ka, Warszawa, 2007, s. 420
[2] tamże, s. 60
[3] tamże, s. 655
[4] „dziękuję” to „nĩ wega”, „ngatho” bądź „thengio”. Wood miała pewnie na myśli tę ostatnią formę, która przypomina angielskie „thank you”. Liczba 7 ma duże znaczenie w tradycji Kikuju, przede wszystkim podczas rytuałów magicznych, ale za pechową uważa się liczbę 10.
[5] tamże s. 679
[6] Kenyatta Jomo Facing Mount Kenya, Vintage Books, 1965 s. 150, [tłumaczenie moje]
[7] Wood Barbara Zielone miasto w słońcu, Prószyński i S-ka, Warszawa, 2007, s, s. 5
[8] tamże, s. 480
[9] tamże, s. 522
[10] tamże, s. 541

[*zdjęcia pochodzą z mojego archiwum]


Autor: Barbara Wood
Tytuł: Zielone miasto w słońcu
Tytuł oryginału: Green City in the Sun
Tłumaczenie: Zofia Kierszys
Data wydania: 22.11.2007
Liczba stron: 775
Cena: 34,90 zł
ISBN: 978-83-7469-614-2